poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 10

NOWY ROZDZIAŁ ZOSTANIE DODANY PO 10 KOMENTARZU!


*Justin*

Od wczoraj szargają mną negatywne emocje związane z bójką, w którą się wdałem. Jak tak teraz o tym myślę, to tego co się wydarzyło nie mogę tak nazwać. To ja siedziałem na nim, okładając go z całych sił pięściami, a on wykonywał jedynie pojedyncze ruchy obronne, polegające na osłanianiu swojej twarzy. Gdyby nie krzyki Cailin i to, że Jeff odciągnął mnie w porę, pewnie koleś skończył by z poważnymi uszkodzeniami wewnętrznymi na pogotowiu. Jakby tego było mało, wieczorem Cai zrobiła mi posłanie na podłodze, jak jakiemuś psu. Oczywiście nie zgodziłem się na to i w ostateczności zasnąłem tuż obok niej. Mieszkanie z nią staje się uciążliwe dla mnie i mojego ego. Ona powoli steruje mną, stara się kontrolować moje ruchy, a co najgorsze ja w porę tego nie zauważam i potulnie robię to co karze. Gdyby nie to, że jest laską obił bym jej mordę. Przekląłem w myślach siebie za sposób, w jaki nazwałem jej twarz. Mordę może mieć pies, kot, albo ewentualnie jakiś fagas wkurwiający mnie. Ona ma nieziemsko piękną twarz. Są rzeczy, których wyprzeć się nie potrafię i nie mogę. Pierwszą z nich jest to, że Cailin trafiła w mój gust i cholernie mnie podnieca. Zastanawiam się, co robię ze swoim życiem. Wchodzę w jakieś popieprzone relacje z dziewczyną, ze względu na jej cielesność. Co prawda, od zawsze tak było i prawdopodobnie będzie. Kocham laski za to co dostają od Boga i mój kontakt z nimi urywa się, gdy te ulegają mojemu urokowi i dzielą się ze mną swoim małym skarbem. Skoro tak, to powinienem pomachać przed nosem Cailin i wystawić jej torbę przez próg. Coś w środku zabraniało mi, nakazywało trzymać ją blisko i pozwolić czuć się dobrze w moim towarzystwie na dużej. Moje usta wyginają się w lekki łuk, na wspomnienie seksu z nią. Na początku wystawiła mnie na wyczerpanie nerwów i zmusiła do potraktowania jej, jak szmatę. Kiedy wreszcie zaczęła łapać o co w tym wszystkim chodzi, zaczęła współgrać, za co jestem wdzięczny. Nasi współlokatorzy wpatrywali się w nią spojrzeniami pełnymi zazdrości i pożądania. Przysięgam, że szlag mnie trafiał na myśl, że ktokolwiek, choćby myśli o niej w sposób, jaki robię to ja. Swoją drogą było to satysfakcjonujące, w około niej tyle mężczyzn, a ona jest właśnie moja. Głęboko w to wierzę, że już wkrótce będę mógł głośno mówić o niej, jako swojej. Siedziałem na parapecie, a wieczorny chłód otulał mój goły tors. Zerknąłem na śpiącą Cailin, po czym mimowolnie się uśmiechnąłem. Jej usta były lekko rozchylone, a klatka piersiowa unosiła się w regularny sposób. Zgadnijcie co się stało. Moja mała zadziora dostała okresu, tak kurwa okresu właśnie wtedy gdy bardzo jej potrzebowałem. Śpi od kiedy wzięła jakieś tabletki. Nie mogłem się doczekać, kiedy się obudzi. Brakowało mi jej głosu, co stawało się uciążliwe. Zeskoczyłem z parapetu, zamykając też okno. Usiadłem na łóżku, głośno wdychając. Przeczesałem palcami włosy, pociągając za ich końcówki.

- Cai- mruknąłem, pochylając się bliżej jej twarzy. Delikatnie pocałowałem jej usta, dłonią jeżdżąc po miękkich i długich włosach- obudź się, tęsknie- z ust dziewczyny wydobył się cichy jęk. Jej powieki uniosły się, ku górze, przeciągnęła się ziewając. Zaśmiałem się cicho, zdobywając tym samym kuksańca w ramie- jak twój brzuch?

- Lepiej, dzięki, że pytasz- westchnęła podnosząc się do pozycji siedzącej- może opowiesz mi o swojej tęsknocie?- parsknęła, ukazując mi szereg śnieżnobiałych zębów.

- Słuchaj, jest impreza i chce żebyś z nami poszła-zassałem usta w jedną linię, mając nadzieję a pozytywną odpowiedz. Dziewczyna pokiwała przecząco głową tłumacząc się miesiączką. Po długim czasie próśb, błaga i innych gówien udało mi się ją przekonać. Uśmiechnąłem się z dumą, kiedy posadziłem ją na kuchennym blacie

- Nie pożałujesz, mała- zaśmiałem się łobuzersko, odchylając lekko głowę w bok, przygryzłem lekko wargę, kładąc ręce na blacie- chcę widzieć cię w czymś zajebistym- mruknąłem, cmokając jej usta. Odchyliła się do tyłu, a konfrontacja jej nogi z moim kroczem wywołała u mnie głośne westchnięcie.

- Łapki przy sobie, Bieber- zachichotała, schodząc z blatu- masz szczęście, że mój cykl nocą jest lżejszy i będę wstanie znieść towarzystwo twoich zalanych kumpli- powiedziała tonem, który był raczej śpiewny i radosny. Tanecznym krokiem wyszła z kuchni z jogurtem w ręku. Zaśmiałem się, kręcąc głową.

- Chłopaki, idziemy na imprezę- krzyknąłem, biegnąc w ich stronę.

*Cailin*

Siedziałam na starym łóżku, wpatrując się w jeden punkt, którym była biała ściana. Coraz częściej myślałam o tym, żeby w końcu znaleźć swoje mieszkanie i odciąć się od całego gówna związanego z Justinem. Było fajnie i przyjemnie, był przygodą, która musi się skończyć. Westchnęłam głośno, kładąc na kolanach dużą torbę podróżną, z której próbowałam wygrzebać coś konkretnego. Kluby na Bronxie to miejsca, w którym strój nie miał większego znaczenia, ważne, aby odkrywał wystarczająco dużo. Chciałam czuć się dobrze w ostatnią noc, którą spędzę z moim pięknym kochankiem. Nie wiedziałam, co dzieje się w mojej głowie, byłam rozbita. Wiedziałam, że ta znajomość nie prowadzi d niczego dobrego, ale również chciałam spróbować ciągnąć to dalej. Ryzykowny i szalony krok, który znając mnie i tak zrobię. Od zawsze robiłam różne rzeczy, mimo, że nie powinnam. Mogłam mieć całą listę minusów danego wyjścia, ale i tak postanowiłam to zrobić. Jestem zakręcona i żyję chwilą. Cale życie w poszukiwaniu osoby, dla której będę mogła umrzeć. Ubrałam czarne szorty, krótki top, a przez pas przewiązałam koszulę w kratkę. Wyszłam z pokoju, rozglądając się za chłopakami. Siedzieli w salonie, każdy z nich trzymał w dłoni skręta. Gdyby nie okres i brak nastroju do większej zabawy zażyczyłabym sobie swojej działki. Lekceważąc ich gwizdy, weszłam do łazienki, gdzie zrobiłam lekki makijaż.

- O której wychodzimy- zapytałam, stojąc w wejściu do pokoju, w którym siedział Bieber. Ciężar ciała przeniosłam na jedno biodro, odruchowo poprawiłam koszulę, zacieśniając pęceł. Szatyn wydawał się niewyraźny, smutny i zmartwiony. Zawiesiłam ręce na jego szyi, podchodząc od tyłu- Justin, co jest?- mruknęłam, rozmasowując dłońmi jego spięte ramiona. Nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Jeff i Parker wydali się być w tym samym stanie, co Bieber. Spojrzał na mnie, odwracając się rzez ramie. Jego brązowe tęczówki zdradzały ból i duży zawód. Ogarnęło mnie zmartwienie, nie miałam pojęcia co jest grane. Stanęłam przed nimi, wpatrując się w nich intensywnym spojrzeniem. Nic, zero reakcji. Zrezygnowana wyrzuciłam ręce w powietrze, okręcając się wokoło własnej osi. Justin podniósł się, łapiąc moją dłoń.

- Chodź- zachrypnięty głos szatyna, wywołał u mnie dreszcze. Zaprowadził mnie do pokoju, zamknął za sobą drzwi i głośno westchnął- mój kumpel nie żyje- zwilżył swoje malinowe usta, szybkim ruchem języka. Wplotłam palce w moje długie, rozpuszczone włosy, pociągając za końce. Nie mogłam się rozklejać, to nie ja potrzebowałam pomocy. Szatyn opierał się o białe drzwi z szybą, jego dłonie lekko drgały, nigdy nie widziałam go w podobnym stanie. Przytuliłam go lekko, stając na palcach.

- Jest mi tak przykro- jęknęłam, przejeżdżając kciukiem po jego policzku- nie bądź smutny, okej? Spójrz na mnie- szepnęłam, chcąc wymusić na nim kontakt wzrokowy. Wstydził się uczuć, tak jak ja kiedyś. Chciałam mu pomóc, ze względu na sytuacje w jakiej jest. Przez najbliższy cza będzie kłębkiem nerwów, jeśli nie nauczy dzielić się tym co czuje to będzie z nim źle.

- Ty nie rozumiesz- krzyknął, wymijając mnie i opadając na łóżko. Zaśmiałam się sarkastycznie, zyskując w ten sposób jego gniewne spojrzenie- co cię śmieszy?- syknął.

- Myślisz, że mnie znasz na tyle by powiedzieć, że nie rozumiem?- usiadłam na brzegu łóżka, ściągnęłam przez głowę czarny top- widzisz ten tatuaż? To imię mojej przyjaciółki. Ona nie żyje i byłam w takim samie gównie jak ty. Nawet gorszym, bo ja byłam martwa, Justin- pisnęłam czując łzy w oczach- więc nie mów mi, że nie rozumiem- spojrzałam na niego, widziałam, że żałował swoich słów. Jego wargi były rozchylone, a dłonie opierały czoło. Usiadłam w siadzie skrzyżnym, nakładając bluzkę.

- Widzisz, ludzie odchodzą, czasami, bo są skurwysynami, a czasami bo ten na górze nim jest- westchnęłam- nie martwmy się czymś na co nie mamy wpływu- uśmiechnęłam się lekko, chwytając jego dłonie- pójdziesz na imprezę razem z chłopakami i ze mną, wybawisz się i będzie lepiej- poklepałam go po ramieniu. Założyłam kosmyki włosów za ucho, wymuszając stłumiony uśmiech.

- Jest mi tak w chuj przykro z jego powodu- jęknął, pociągając za końcówki swoich włosów. Przymknął powieki, przez chwile milczał próbując sie uspokoić- pójdę się wykąpać i przebrać- rzekł, oblizując usta. Wyminął mnie, odchylając ramie w bok. Zniknął za drzwiami, a ja zostałam sama z szalejącymi uczuciami, których za nic nie potrafiłam rozszyfrować. Chciałam, żeby mnie to nie obchodziło, ale tak nie było. Coraz bardziej tonęłam w głębi brązowych tęczówkach i miałam obawy, co do tego, czy nie jest za późno, by się wydostać.

*

Rozdział opóźniony, za co chciałabym Was przeprosić. Chciałabym podziękować, za coraz większą liczbę wyświetleń i poprosić o dalsze i owocniejsze komentowanie;) 10komentarzy=nowy rozdział

11 komentarzy:

  1. Jeju smutny Justin
    tego jeszcze nie było :()
    /Julia.Ś

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow<3 cudowny *___* ludzie komentujcie bo ja chce next!!!?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolażanka mi poleciła to ff i jestem jej za to wdzięczna.. Rozdział fantyastyczny! Czekam na nn
    As-long-as-you-love-me-jbff.blogspot.com
    Differentloveee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Fantastyczny, dawaj szybko next prosze!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Next next next next next next next! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy będzie next? Proszę, dodaj już <3

    OdpowiedzUsuń
  7. 10 komentarz! Dasz next? <3:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie to żeby coś ale kiedy następny? ♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń