*Justin*
Od
wczoraj szargają mną negatywne emocje związane z bójką, w którą
się wdałem. Jak tak teraz o tym myślę, to tego co się wydarzyło
nie mogę tak nazwać. To ja siedziałem na nim, okładając go z
całych sił pięściami, a on wykonywał jedynie pojedyncze ruchy
obronne, polegające na osłanianiu swojej twarzy. Gdyby nie krzyki
Cailin i to, że Jeff odciągnął mnie w porę, pewnie koleś
skończył by z poważnymi uszkodzeniami wewnętrznymi na pogotowiu.
Jakby tego było mało, wieczorem Cai zrobiła mi posłanie na
podłodze, jak jakiemuś psu. Oczywiście nie zgodziłem się na to i
w ostateczności zasnąłem tuż obok niej. Mieszkanie z nią staje
się uciążliwe dla mnie i mojego ego. Ona powoli steruje mną,
stara się kontrolować moje ruchy, a co najgorsze ja w porę tego
nie zauważam i potulnie robię to co karze. Gdyby nie to, że jest
laską obił bym jej mordę. Przekląłem w myślach siebie za
sposób, w jaki nazwałem jej twarz. Mordę może mieć pies, kot,
albo ewentualnie jakiś fagas wkurwiający mnie. Ona ma nieziemsko
piękną twarz. Są rzeczy, których wyprzeć się nie potrafię i
nie mogę. Pierwszą z nich jest to, że Cailin trafiła w mój gust
i cholernie mnie podnieca. Zastanawiam się, co robię ze swoim
życiem. Wchodzę w jakieś popieprzone relacje z dziewczyną, ze
względu na jej cielesność. Co prawda, od zawsze tak było i
prawdopodobnie będzie. Kocham laski za to co dostają od Boga i mój
kontakt z nimi urywa się, gdy te ulegają mojemu urokowi i dzielą
się ze mną swoim małym skarbem. Skoro tak, to powinienem pomachać
przed nosem Cailin i wystawić jej torbę przez próg. Coś w środku
zabraniało mi, nakazywało trzymać ją blisko i pozwolić czuć się
dobrze w moim towarzystwie na dużej. Moje usta wyginają się w
lekki łuk, na wspomnienie seksu z nią. Na początku wystawiła mnie
na wyczerpanie nerwów i zmusiła do potraktowania jej, jak szmatę.
Kiedy wreszcie zaczęła łapać o co w tym wszystkim chodzi, zaczęła
współgrać, za co jestem wdzięczny. Nasi współlokatorzy
wpatrywali się w nią spojrzeniami pełnymi zazdrości i pożądania.
Przysięgam, że szlag mnie trafiał na myśl, że ktokolwiek, choćby
myśli o niej w sposób, jaki robię to ja. Swoją drogą było to
satysfakcjonujące, w około niej tyle mężczyzn, a ona jest właśnie
moja. Głęboko w to wierzę, że już wkrótce będę mógł głośno
mówić o niej, jako swojej. Siedziałem na parapecie, a wieczorny
chłód otulał mój goły tors. Zerknąłem na śpiącą Cailin, po
czym mimowolnie się uśmiechnąłem. Jej usta były lekko rozchylone,
a klatka piersiowa unosiła się w regularny sposób. Zgadnijcie co
się stało. Moja mała zadziora dostała okresu, tak kurwa okresu
właśnie wtedy gdy bardzo jej potrzebowałem. Śpi od kiedy wzięła
jakieś tabletki. Nie mogłem się doczekać, kiedy się obudzi.
Brakowało mi jej głosu, co stawało się uciążliwe. Zeskoczyłem
z parapetu, zamykając też okno. Usiadłem na łóżku, głośno
wdychając. Przeczesałem palcami włosy, pociągając za ich
końcówki.
-
Cai- mruknąłem, pochylając się bliżej jej twarzy. Delikatnie
pocałowałem jej usta, dłonią jeżdżąc po miękkich i długich
włosach- obudź się, tęsknie- z ust dziewczyny wydobył się cichy
jęk. Jej powieki uniosły się, ku górze, przeciągnęła się
ziewając. Zaśmiałem się cicho, zdobywając tym samym kuksańca w
ramie- jak twój brzuch?
-
Lepiej, dzięki, że pytasz- westchnęła podnosząc się do pozycji
siedzącej- może opowiesz mi o swojej tęsknocie?- parsknęła,
ukazując mi szereg śnieżnobiałych zębów.
-
Słuchaj, jest impreza i chce żebyś z nami poszła-zassałem usta w
jedną linię, mając nadzieję a pozytywną odpowiedz. Dziewczyna
pokiwała przecząco głową tłumacząc się miesiączką. Po długim
czasie próśb, błaga i innych gówien udało mi się ją przekonać.
Uśmiechnąłem się z dumą, kiedy posadziłem ją na kuchennym
blacie
-
Nie pożałujesz, mała- zaśmiałem się łobuzersko, odchylając
lekko głowę w bok, przygryzłem lekko wargę, kładąc ręce na
blacie- chcę widzieć cię w czymś zajebistym- mruknąłem,
cmokając jej usta. Odchyliła się do tyłu, a konfrontacja jej
nogi z moim kroczem wywołała u mnie głośne westchnięcie.
-
Łapki przy sobie, Bieber- zachichotała, schodząc z blatu- masz
szczęście, że mój cykl nocą jest lżejszy i będę wstanie
znieść towarzystwo twoich zalanych kumpli- powiedziała tonem,
który był raczej śpiewny i radosny. Tanecznym krokiem wyszła z
kuchni z jogurtem w ręku. Zaśmiałem się, kręcąc głową.
-
Chłopaki, idziemy na imprezę- krzyknąłem, biegnąc w ich stronę.
*Cailin*
Siedziałam
na starym łóżku, wpatrując się w jeden punkt, którym była
biała ściana. Coraz częściej myślałam o tym, żeby w końcu
znaleźć swoje mieszkanie i odciąć się od całego gówna
związanego z Justinem. Było fajnie i przyjemnie, był przygodą,
która musi się skończyć. Westchnęłam głośno, kładąc na
kolanach dużą torbę podróżną, z której próbowałam wygrzebać
coś konkretnego. Kluby na Bronxie to miejsca, w którym strój nie
miał większego znaczenia, ważne, aby odkrywał wystarczająco
dużo. Chciałam czuć się dobrze w ostatnią noc, którą spędzę
z moim pięknym kochankiem. Nie wiedziałam, co dzieje się w mojej
głowie, byłam rozbita. Wiedziałam, że ta znajomość nie
prowadzi d niczego dobrego, ale również chciałam spróbować
ciągnąć to dalej. Ryzykowny i szalony krok, który znając mnie i
tak zrobię. Od zawsze robiłam różne rzeczy, mimo, że nie
powinnam. Mogłam mieć całą listę minusów danego wyjścia, ale i
tak postanowiłam to zrobić. Jestem zakręcona i żyję chwilą.
Cale życie w poszukiwaniu osoby, dla której będę mogła umrzeć.
Ubrałam czarne szorty, krótki top, a przez pas przewiązałam
koszulę w kratkę. Wyszłam z pokoju, rozglądając się za
chłopakami. Siedzieli w salonie, każdy z nich trzymał w dłoni
skręta. Gdyby nie okres i brak nastroju do większej zabawy
zażyczyłabym sobie swojej działki. Lekceważąc ich gwizdy,
weszłam do łazienki, gdzie zrobiłam lekki makijaż.
-
O której wychodzimy- zapytałam, stojąc w wejściu do pokoju, w
którym siedział Bieber. Ciężar ciała przeniosłam na jedno
biodro, odruchowo poprawiłam koszulę, zacieśniając pęceł.
Szatyn wydawał się niewyraźny, smutny i zmartwiony. Zawiesiłam
ręce na jego szyi, podchodząc od tyłu- Justin, co jest?-
mruknęłam, rozmasowując dłońmi jego spięte ramiona. Nie
uzyskałam żadnej odpowiedzi. Jeff i Parker wydali się być w tym
samym stanie, co Bieber. Spojrzał na mnie, odwracając się rzez
ramie. Jego brązowe tęczówki zdradzały ból i duży zawód.
Ogarnęło mnie zmartwienie, nie miałam pojęcia co jest grane.
Stanęłam przed nimi, wpatrując się w nich intensywnym
spojrzeniem. Nic, zero reakcji. Zrezygnowana wyrzuciłam ręce w
powietrze, okręcając się wokoło własnej osi. Justin podniósł
się, łapiąc moją dłoń.
-
Chodź- zachrypnięty głos szatyna, wywołał u mnie dreszcze.
Zaprowadził mnie do pokoju, zamknął za sobą drzwi i głośno
westchnął- mój kumpel nie żyje- zwilżył swoje malinowe usta,
szybkim ruchem języka. Wplotłam palce w moje długie, rozpuszczone
włosy, pociągając za końce. Nie mogłam się rozklejać, to nie
ja potrzebowałam pomocy. Szatyn opierał się o białe drzwi z
szybą, jego dłonie lekko drgały, nigdy nie widziałam go w
podobnym stanie. Przytuliłam go lekko, stając na palcach.
-
Jest mi tak przykro- jęknęłam, przejeżdżając kciukiem po jego
policzku- nie bądź smutny, okej? Spójrz na mnie- szepnęłam,
chcąc wymusić na nim kontakt wzrokowy. Wstydził się uczuć, tak
jak ja kiedyś. Chciałam mu pomóc, ze względu na sytuacje w jakiej
jest. Przez najbliższy cza będzie kłębkiem nerwów, jeśli nie
nauczy dzielić się tym co czuje to będzie z nim źle.
-
Ty nie rozumiesz- krzyknął, wymijając mnie i opadając na łóżko.
Zaśmiałam się sarkastycznie, zyskując w ten sposób jego gniewne
spojrzenie- co cię śmieszy?- syknął.
-
Myślisz, że mnie znasz na tyle by powiedzieć, że nie rozumiem?-
usiadłam na brzegu łóżka, ściągnęłam przez głowę czarny top-
widzisz ten tatuaż? To imię mojej przyjaciółki. Ona nie żyje i
byłam w takim samie gównie jak ty. Nawet gorszym, bo ja byłam
martwa, Justin- pisnęłam czując łzy w oczach- więc nie mów mi,
że nie rozumiem- spojrzałam na niego, widziałam, że żałował
swoich słów. Jego wargi były rozchylone, a dłonie opierały
czoło. Usiadłam w siadzie skrzyżnym, nakładając bluzkę.
-
Widzisz, ludzie odchodzą, czasami, bo są skurwysynami, a czasami bo
ten na górze nim jest- westchnęłam- nie martwmy się czymś na co
nie mamy wpływu- uśmiechnęłam się lekko, chwytając jego dłonie-
pójdziesz na imprezę razem z chłopakami i ze mną, wybawisz się i
będzie lepiej- poklepałam go po ramieniu. Założyłam kosmyki
włosów za ucho, wymuszając stłumiony uśmiech.
-
Jest mi tak w chuj przykro z jego powodu- jęknął, pociągając za
końcówki swoich włosów. Przymknął powieki, przez chwile milczał
próbując sie uspokoić- pójdę się wykąpać i przebrać- rzekł,
oblizując usta. Wyminął mnie, odchylając ramie w bok. Zniknął
za drzwiami, a ja zostałam sama z szalejącymi uczuciami, których
za nic nie potrafiłam rozszyfrować. Chciałam, żeby mnie to nie
obchodziło, ale tak nie było. Coraz bardziej tonęłam w głębi
brązowych tęczówkach i miałam obawy, co do tego, czy nie jest za
późno, by się wydostać.
*
Rozdział opóźniony, za co chciałabym Was przeprosić. Chciałabym podziękować, za coraz większą liczbę wyświetleń i poprosić o dalsze i owocniejsze komentowanie;) 10komentarzy=nowy rozdział
*
Rozdział opóźniony, za co chciałabym Was przeprosić. Chciałabym podziękować, za coraz większą liczbę wyświetleń i poprosić o dalsze i owocniejsze komentowanie;) 10komentarzy=nowy rozdział
Jeju smutny Justin
OdpowiedzUsuńtego jeszcze nie było :()
/Julia.Ś
Cudowny :)
OdpowiedzUsuńO jej <3
OdpowiedzUsuńSwietnyyyy uuu
OdpowiedzUsuńWow<3 cudowny *___* ludzie komentujcie bo ja chce next!!!?
OdpowiedzUsuńKolażanka mi poleciła to ff i jestem jej za to wdzięczna.. Rozdział fantyastyczny! Czekam na nn
OdpowiedzUsuńAs-long-as-you-love-me-jbff.blogspot.com
Differentloveee.blogspot.com
Fantastyczny, dawaj szybko next prosze!!
OdpowiedzUsuńNext next next next next next next! <3
OdpowiedzUsuńKiedy będzie next? Proszę, dodaj już <3
OdpowiedzUsuń10 komentarz! Dasz next? <3:)
OdpowiedzUsuńNie to żeby coś ale kiedy następny? ♡♥♡♥
OdpowiedzUsuń