poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 6



Od dwóch godzin próbowałam usnąć, leżąc już w miękkim i ciepłym łóżku. Wydarzenia ostatniej nocy krążyły w moim umyśle, przypominając mi o każdym, najmniejszym grzeszku. Szczerze mówiąc to nie żałowałam niczego, miałam jedynie nadzieję, że Bieber okaże się na tyle dojrzały, aby nie wypominać mi tego w szczeniacki sposób. Kac nie chodził za mną tym razem uporczywie, może dlatego, że bardziej byłam upojona towarzystwem jakie miałam, niż alkoholem. Wypiłam tyle co zwykle, albo mniej, mimo, że kochałam to mocno wiedziałam, że nie mogę całkowicie się w tym zatracić. Może już za późno na myśli o moralności? Na tę chwilę pragnęłam zasnąć i naładować baterie energią. Gdyby moja mama wiedziała o rzeczach, które rutynowo wykonywałam spaliła by się ze wstydu za mnie, ale hej przecież jej tu nie ma. Zabiłam ją, tak mi bynajmniej mówiono. To nie jest prawda, nie jestem morderczynią i mimo tego, że nienawidziłam jej całą sobą to nie byłabym w stanie odebrać jej życia. Nigdy nie miałam łatwo, zaczynając od dzieciństwa kończąc na teraźniejszości. Na początku nie chciałam pogodzić się z moim losem, nie mogłam zrozumieć dlaczego inni mają wszystko. Są piękni, bogaci, mają kochające rodziny i przyjaciół, a ja ze wszystkich wymienionych miałam tylko jedno. Rose, była moją powierniczką, jednak Bóg zabrał mi również ją. Bóg lub zimno krwisty skurwiel. Nienawidziłam mojego życia, lecz z czasem przyzwyczaiłam się do stałego szitu. Pijącego ojca, rodziny robiącej ze mnie morderczynię, braku perspektyw i wszystkiego czego potrzebowałam. Nie miałam pojęcia, dlaczego o tym teraz myślę, ten rozdział jest już dawno za mną i nie mam prawa smucić się o coś na co nie mam już wpływu. Dochodząc do wniosku, że z mojego snu nici podniosłam się do pozycji siedzącej, schyliłam się pod łóżko. Leżała tam butelka wody, którą nawilżyłam gardło. Swoją drogą to jestem w moim aktualnym pokoju, który jest również sypialnią Justina. Są tu jego rzeczy, ale nie ma jego persony. Nie jest to tajemnicą, że mam skłonności do nałogów, tym razem jest to jego zapach. Potrzebowałam tego, lecz nie do życia. Dla własnej przyjemności, bo tylko o to chodzi. Używał bardzo pozytywnie pachnących perfum. Wdychając go zapominałam o wszystkim, dosłownie. Wyszłam z sypialni przeciągając się i mozolnym korkiem ruszyłam do kuchni. W dzbanku na blacie stał mój ulubiony sok z miąższem. Napełniłam nim kryształową szklankę. Zupełnie nie miałam pomysłu na dzisiejszy dzień. Nie mogę pozwolić by dopadła mnie nuda. Kiedy człowiek nie ma co ze sobą począć zaczyna popadać w paranoje, rozmyśla o rzeczach, które go przytłaczają i w ten sposób staje się masochistą. Jego własny umysł go powoli zabija. Posadziłam tyłek na blacie i sączyłam napój. Usłyszałam rozmowę Biebera, miałam nieodparte wrażenie, że była ona o mnie. Nie słyszałam jednak głosu jego rozmówcy. Po jakimś czasie do kuchni wszedł mój zeszło nocny towarzysz. Mój wzrok skupił się na jego sylwetce, nie miał koszulki, a spod szarych dresów wystawały bokserki. Włosy były w seksownym nieładzie, co jest rzadkością dla tego pana. Zazwyczaj są perfekcyjnie ułożone, nawet ja nie przywiązuje tak dużej uwagi do mojej fryzury.

- Hej- powiedziałam odstawiając szklankę. Bieber uniósł brew spoglądając na mnie, skinął głową mrucząc pod nosem krótkie przywitanie. Zassałam usta w cienką linię, czyżby mnie ignorował?- jak się wczoraj bawiłeś?

- W porządku, a ty?- oparł się o meble krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- W porządku- prychnęłam, zeskakując z blatu. Zbliżyłam się do niego stukając palcem w jeden z jego tatuaży- co to za data?- zapytałam lustrując wzrokiem każdy szczegół jego brzucha. Byłam zachwycona tym, jak uwidocznione są jego mięśnie. Postawne ręce zdobiły tatuaże, do których miałam słabość.

- Data urodzenia mojej matki- odchrząknął, opierając się rękoma o zabudowę kuchenną. Jego oczy błądziły w jednym punkcie, którym nie byłam ja.

- Spójrz na mnie- syknęłam unosząc na palcu jego brodę, zmuszając go tym do kontaktu wzrokowego- zrobiłam ci coś złego? Przecież wczoraj było nam dobrze- oblizałam usta, patrząc na niego spod rzęs. Chłopak pokiwał jedynie głową i odepchnął mnie lekko uciekając na górę. Po raz kolejny poczułam, jak ulatnia się ze mnie życia za sprawą tego palanta. Jeżeli myśli, że może mnie tak ignorować to grubo się myli.

Resztę dnia spędziłam na leżeniu na sofie przed TV. Obejrzałam cały sezon mojego ulubionego serialu, zajadając się przy tym lodami. Przyszedł wieczór, słońce powoli zachodziło, postanowiłam dać moim oczom odrobinę przyjemności. Wyszłam na taras, skąd miałam ładny widok na zachód. Ten wieczór był jednym z cieplejszych, co mnie cieszyło, gdyż jednak NY to nie Miami i pogody płatają nam różne figle, związane z deszczem, wiatrem i niskimi temperaturami. Siedziałam tam dobre czterdzieści minut, wpatrując się nieustannie w jeden punkt. Lubiłam chwile, w których nie myślałam, wszystko odpływało ze mnie w pozytywny sposób, w moim życiu nie ma zbyt wiele takich momentów, więc kiedy są staram się nimi cieszyć. Weszłam do domu, a pierwsze co ujrzałam to zajmujący salon mężczyźni. Tyler i Justin zaprosili kumpli, na jedną z zakrapianych alkoholem nocy. W powietrzu unosił się zapach zielska. Przeszłam obok nich nie odzywając się do żadnego, kontem oka dostrzegłam, jak Bieber odwraca się za mną. Prychnęłam pod nosem wciąż czując gorycz, pozostałą po tym, jak mnie olał. Weszłam do "mojego" pokoju, zajęłam miejsce na łóżku i uruchomiłam telewizor. W jego szufladzie znalazłam fajki, którymi się poczęstowałam. Wyszukałam film, który kochałam będąc w okresie nastolatka, the Skins. Paliłam fajkę, za fajką, płacząc ze szczęścia, które przybyło wraz z oglądnanym przeze mnie serialem. Wróciło wiele pozytywnych wspomnień szalonych wyjść wraz ze starą ekipą. W pomieszczeniu był niezły kocioł, ruszyłam się aby otworzyć okno. Idealny wieczór, ja, łóżko, szlugi, stara muzyka i jeszcze raz ja. Kiedy zaczęłam robić się senna wzięłam szybki prysznic. Wróciłam do pokoju, a tam czekał na mnie osoba, której spodziewałabym się dziś ostatniej.

*Justin*

Siedziałem z chłopakami, starałem się zapić wszelkie uczucia. Śmieliśmy się gadając po chamsku o laskach, Tyler wciąż wciskał nam kit, że Cai jest jego. Gdyby tylko wiedział, co ta jego niunia wyprawiała ze mną ubiegłej nocy. Śmiałem się w podświadomości z jego niewiedzy. Laska w końcu odpłaciła mu się tym samym, doprawiła mu rogi. Dziś rano potraktowałem ją oschle, po prostu, jak frajer. Nie mam pojęcia czemu, ale czuję coś w rodzaju wyrzutów sumienia. To nie w moim stylu, normalnie nie odezwałbym się do niej. Dostałem to czego chciałem, było miło, ale teraz wypierdalaj- mój system dotyczący panienek. Podniosłem się, czując lekkie zawroty głowy i ruszyłem ku pokojowi, w którym miałem nadzieję ją znaleźć. Usiadłem na łóżku, czekając, aż pojawi się w wejściu. Minęło pół godziny, kiedy weszła do pomieszczenia. Miała na sobie dresy i sportowy stanik, jej włosy mokre, opadały na jej plecy. Widziałem w jej oczach zdziwienie. Oblizałem usta spoglądając na jej biust. Do mojej listy rzeczy, które chciałbym robić z nią w łóżku doszły kolejne, moje fantazje nasilały się za każdym razem kiedy ją widywałem.

- Czego chcesz- usłyszałem jej obojętny głos, pokręciłem głową szukając w głowie odpowiedzi Czego chciałem? Chciałem całować jej usta, ssać szyję, słuchać jej śmiechu i wszystko co tak w niej lubiłem, ale przecież nie mogłem jej tego powiedzieć.

- Nie wiem- mruknąłem opierając łokcie o kolana, patrzyłem na nią licząc na łaskę- musimy pogadać.

- Jesteś pijany, Justin- sapnęła podchodząc do okna. Chciałem już to zakończyć, chciałem wykrzyczeć jej jak bardzo chciałbym ciągnąć nasze relacje, ale nie mogę. Nie jestem tu po to, aby romansować z sukami, jestem tu w interesach. Ona jest w stanie zając moje myśli do tego stopnia, że spieprzyłbym całą sprawę.

- Jestem kurwa pijany, ale musisz mnie posłuchać- krzyknąłem podnosząc się- wiem, że zachowałem się, jak frajer ignorując cię rano. Zajebiście się z tobą bawiłem, byłaś cudowna, ale ja nie mogę rozumiesz?- sapnąłem pociągając się za końcówki włosów. Jej wzrok skupił się na mnie. Uniosła brew, patrząc w dezorientacji.

- Przestań, powiedz po prostu, że chciałeś się zabawić i to tyle- zaśmiała się kręcąc głową- czego do cholery nie możesz? Gadać ze mną? Mam się wyprowadzić?- krzyknęła. Zmrużyłem powieki przełykając ślinę.

- Nie krzycz na mnie- wychrypiałem, ogarniając w głowie myśli- jestem tu, bo mam coś do załatwienia. Na drodze pojawiłaś się ty, oddalasz mnie od celu. Zabierasz moje myśli, zmysły, a ja nie mogę sobie na to pozwolić, rozumiesz? Muszę doprowadzić tę sprawę do końca, a stosunki z tobą mi to utrudnią- sapnąłem, uspokajając się. Dziewczyna przez chwilę wahała się nad odpowiedzią, zrobiła kilka kroków na przód zbliżając się do mnie.

- Daję ci wolną rękę, kotku- wzruszyła ramionami- jutro mnie tu nie będzie, mam tylko nadzieję, że odezwiesz się, kiedyś i wczorajsza noc nie przejdzie do lamusa- uśmiechnęła się lekko, a ja stałem jak wkuty. Nie miałem siły, aby zaprotestować, pozwoliłem jej mnie ominąć i zgarniać każdą jej rzecz do dużej, podróżnej torby. Obserwowałem to wszystko, jak ostatni ciota, ale w gruncie rzeczy tego chciałem. Pragnąłem, aby zniknęła tak samo, jak pragnąłem jej blisko. Były dwa plusy posiadania jej, ciało i jej możliwości dotyczące Tylera. Mogłaby mi pomóc tak samo, jak przeszkodzić. Krzątałem si ę po pokoju, nie wiedząc co robić. Pierwszym przedmiotem w zasięgu mojego wzroku była lampa. Po kilku sekundach rozbiła się z hukiem o ścianę. Rozbite kawałki symbolizowały moje myśli, które aktualnie wariują.

2 komentarze:

  1. rany nie spodziewałam się że sprawa tak się potoczy mam nadzieję że miedzy nimi będzie coś czekam na kolejny i powodzenia ci życzę w pisaniu piszesz świetnie gdy piszesz czuję się jak bym tam była rany nie mogę doczekać się kolejnego

    OdpowiedzUsuń