Od
dwóch godzin próbowałam usnąć, leżąc już w miękkim i ciepłym
łóżku. Wydarzenia ostatniej nocy krążyły w moim umyśle,
przypominając mi o każdym, najmniejszym grzeszku. Szczerze mówiąc
to nie żałowałam niczego, miałam jedynie nadzieję, że Bieber
okaże się na tyle dojrzały, aby nie wypominać mi tego w
szczeniacki sposób. Kac nie chodził za mną tym razem uporczywie,
może dlatego, że bardziej byłam upojona towarzystwem jakie miałam,
niż alkoholem. Wypiłam tyle co zwykle, albo mniej, mimo, że
kochałam to mocno wiedziałam, że nie mogę całkowicie się w tym
zatracić. Może już za późno na myśli o moralności? Na tę
chwilę pragnęłam zasnąć i naładować baterie energią. Gdyby
moja mama wiedziała o rzeczach, które rutynowo wykonywałam spaliła
by się ze wstydu za mnie, ale hej przecież jej tu nie ma. Zabiłam
ją, tak mi bynajmniej mówiono. To nie jest prawda, nie jestem
morderczynią i mimo tego, że nienawidziłam jej całą sobą to nie
byłabym w stanie odebrać jej życia. Nigdy nie miałam łatwo,
zaczynając od dzieciństwa kończąc na teraźniejszości. Na
początku nie chciałam pogodzić się z moim losem, nie mogłam
zrozumieć dlaczego inni mają wszystko. Są piękni, bogaci, mają
kochające rodziny i przyjaciół, a ja ze wszystkich wymienionych
miałam tylko jedno. Rose, była moją powierniczką, jednak Bóg
zabrał mi również ją. Bóg lub zimno krwisty skurwiel.
Nienawidziłam mojego życia, lecz z czasem przyzwyczaiłam się do
stałego szitu. Pijącego ojca, rodziny robiącej ze mnie
morderczynię, braku perspektyw i wszystkiego czego potrzebowałam.
Nie miałam pojęcia, dlaczego o tym teraz myślę, ten rozdział
jest już dawno za mną i nie mam prawa smucić się o coś na co nie
mam już wpływu. Dochodząc do wniosku, że z mojego snu nici
podniosłam się do pozycji siedzącej, schyliłam się pod łóżko.
Leżała tam butelka wody, którą nawilżyłam gardło. Swoją drogą
to jestem w moim aktualnym pokoju, który jest również sypialnią
Justina. Są tu jego rzeczy, ale nie ma jego persony. Nie jest to
tajemnicą, że mam skłonności do nałogów, tym razem jest to jego
zapach. Potrzebowałam tego, lecz nie do życia. Dla własnej
przyjemności, bo tylko o to chodzi. Używał bardzo pozytywnie
pachnących perfum. Wdychając go zapominałam o wszystkim,
dosłownie. Wyszłam z sypialni przeciągając się i mozolnym
korkiem ruszyłam do kuchni. W dzbanku na blacie stał mój ulubiony
sok z miąższem. Napełniłam nim kryształową szklankę. Zupełnie
nie miałam pomysłu na dzisiejszy dzień. Nie mogę pozwolić by
dopadła mnie nuda. Kiedy człowiek nie ma co ze sobą począć
zaczyna popadać w paranoje, rozmyśla o rzeczach, które go
przytłaczają i w ten sposób staje się masochistą. Jego własny
umysł go powoli zabija. Posadziłam tyłek na blacie i sączyłam
napój. Usłyszałam rozmowę Biebera, miałam nieodparte wrażenie,
że była ona o mnie. Nie słyszałam jednak głosu jego rozmówcy.
Po jakimś czasie do kuchni wszedł mój zeszło nocny towarzysz. Mój
wzrok skupił się na jego sylwetce, nie miał koszulki, a spod
szarych dresów wystawały bokserki. Włosy były w seksownym
nieładzie, co jest rzadkością dla tego pana. Zazwyczaj są
perfekcyjnie ułożone, nawet ja nie przywiązuje tak dużej uwagi do
mojej fryzury.
-
Hej- powiedziałam odstawiając szklankę. Bieber uniósł brew
spoglądając na mnie, skinął głową mrucząc pod nosem krótkie
przywitanie. Zassałam usta w cienką linię, czyżby mnie
ignorował?- jak się wczoraj bawiłeś?
-
W porządku, a ty?- oparł się o meble krzyżując ręce na klatce
piersiowej.
-
W porządku- prychnęłam, zeskakując z blatu. Zbliżyłam się do
niego stukając palcem w jeden z jego tatuaży- co to za data?-
zapytałam lustrując wzrokiem każdy szczegół jego brzucha. Byłam
zachwycona tym, jak uwidocznione są jego mięśnie. Postawne ręce
zdobiły tatuaże, do których miałam słabość.
-
Data urodzenia mojej matki- odchrząknął, opierając się rękoma o
zabudowę kuchenną. Jego oczy błądziły w jednym punkcie, którym
nie byłam ja.
-
Spójrz na mnie- syknęłam unosząc na palcu jego brodę, zmuszając
go tym do kontaktu wzrokowego- zrobiłam ci coś złego? Przecież
wczoraj było nam dobrze- oblizałam usta, patrząc na niego spod
rzęs. Chłopak pokiwał jedynie głową i odepchnął mnie lekko
uciekając na górę. Po raz kolejny poczułam, jak ulatnia się ze
mnie życia za sprawą tego palanta. Jeżeli myśli, że może mnie
tak ignorować to grubo się myli.
Resztę
dnia spędziłam na leżeniu na sofie przed TV. Obejrzałam cały
sezon mojego ulubionego serialu, zajadając się przy tym lodami.
Przyszedł wieczór, słońce powoli zachodziło, postanowiłam dać
moim oczom odrobinę przyjemności. Wyszłam na taras, skąd miałam
ładny widok na zachód. Ten wieczór był jednym z cieplejszych, co
mnie cieszyło, gdyż jednak NY to nie Miami i pogody płatają nam
różne figle, związane z deszczem, wiatrem i niskimi temperaturami.
Siedziałam tam dobre czterdzieści minut, wpatrując się
nieustannie w jeden punkt. Lubiłam chwile, w których nie myślałam,
wszystko odpływało ze mnie w pozytywny sposób, w moim życiu nie
ma zbyt wiele takich momentów, więc kiedy są staram się nimi
cieszyć. Weszłam do domu, a pierwsze co ujrzałam to zajmujący
salon mężczyźni. Tyler i Justin zaprosili kumpli, na jedną z
zakrapianych alkoholem nocy. W powietrzu unosił się zapach zielska.
Przeszłam obok nich nie odzywając się do żadnego, kontem oka
dostrzegłam, jak Bieber odwraca się za mną. Prychnęłam pod nosem
wciąż czując gorycz, pozostałą po tym, jak mnie olał. Weszłam
do "mojego" pokoju, zajęłam miejsce na łóżku i
uruchomiłam telewizor. W jego szufladzie znalazłam fajki, którymi
się poczęstowałam. Wyszukałam film, który kochałam będąc w
okresie nastolatka, the Skins. Paliłam fajkę, za fajką, płacząc
ze szczęścia, które przybyło wraz z oglądnanym przeze mnie
serialem. Wróciło wiele pozytywnych wspomnień szalonych wyjść
wraz ze starą ekipą. W pomieszczeniu był niezły kocioł, ruszyłam
się aby otworzyć okno. Idealny wieczór, ja, łóżko, szlugi,
stara muzyka i jeszcze raz ja. Kiedy zaczęłam robić się senna
wzięłam szybki prysznic. Wróciłam do pokoju, a tam czekał na
mnie osoba, której spodziewałabym się dziś ostatniej.
*Justin*
Siedziałem
z chłopakami, starałem się zapić wszelkie uczucia. Śmieliśmy
się gadając po chamsku o laskach, Tyler wciąż wciskał nam kit,
że Cai jest jego. Gdyby tylko wiedział, co ta jego niunia
wyprawiała ze mną ubiegłej nocy. Śmiałem się w podświadomości
z jego niewiedzy. Laska w końcu odpłaciła mu się tym samym,
doprawiła mu rogi. Dziś rano potraktowałem ją oschle, po prostu,
jak frajer. Nie mam pojęcia czemu, ale czuję coś w rodzaju
wyrzutów sumienia. To nie w moim stylu, normalnie nie odezwałbym
się do niej. Dostałem to czego chciałem, było miło, ale teraz
wypierdalaj- mój system dotyczący panienek. Podniosłem się,
czując lekkie zawroty głowy i ruszyłem ku pokojowi, w którym
miałem nadzieję ją znaleźć. Usiadłem na łóżku, czekając, aż
pojawi się w wejściu. Minęło pół godziny, kiedy weszła do
pomieszczenia. Miała na sobie dresy i sportowy stanik, jej włosy
mokre, opadały na jej plecy. Widziałem w jej oczach zdziwienie.
Oblizałem usta spoglądając na jej biust. Do mojej listy rzeczy,
które chciałbym robić z nią w łóżku doszły kolejne, moje
fantazje nasilały się za każdym razem kiedy ją widywałem.
-
Czego chcesz- usłyszałem jej obojętny głos, pokręciłem głową
szukając w głowie odpowiedzi Czego chciałem? Chciałem całować
jej usta, ssać szyję, słuchać jej śmiechu i wszystko co tak w
niej lubiłem, ale przecież nie mogłem jej tego powiedzieć.
-
Nie wiem- mruknąłem opierając łokcie o kolana, patrzyłem na nią
licząc na łaskę- musimy pogadać.
-
Jesteś pijany, Justin- sapnęła podchodząc do okna. Chciałem już
to zakończyć, chciałem wykrzyczeć jej jak bardzo chciałbym
ciągnąć nasze relacje, ale nie mogę. Nie jestem tu po to, aby
romansować z sukami, jestem tu w interesach. Ona jest w stanie zając
moje myśli do tego stopnia, że spieprzyłbym całą sprawę.
-
Jestem kurwa pijany, ale musisz mnie posłuchać- krzyknąłem
podnosząc się- wiem, że zachowałem się, jak frajer ignorując
cię rano. Zajebiście się z tobą bawiłem, byłaś cudowna, ale ja
nie mogę rozumiesz?- sapnąłem pociągając się za końcówki
włosów. Jej wzrok skupił się na mnie. Uniosła brew, patrząc w
dezorientacji.
-
Przestań, powiedz po prostu, że chciałeś się zabawić i to tyle-
zaśmiała się kręcąc głową- czego do cholery nie możesz? Gadać
ze mną? Mam się wyprowadzić?- krzyknęła. Zmrużyłem powieki
przełykając ślinę.
-
Nie krzycz na mnie- wychrypiałem, ogarniając w głowie myśli-
jestem tu, bo mam coś do załatwienia. Na drodze pojawiłaś się
ty, oddalasz mnie od celu. Zabierasz moje myśli, zmysły, a ja nie
mogę sobie na to pozwolić, rozumiesz? Muszę doprowadzić tę
sprawę do końca, a stosunki z tobą mi to utrudnią- sapnąłem,
uspokajając się. Dziewczyna przez chwilę wahała się nad
odpowiedzią, zrobiła kilka kroków na przód zbliżając się do
mnie.
-
Daję ci wolną rękę, kotku- wzruszyła ramionami- jutro mnie tu
nie będzie, mam tylko nadzieję, że odezwiesz się, kiedyś i
wczorajsza noc nie przejdzie do lamusa- uśmiechnęła się lekko, a
ja stałem jak wkuty. Nie miałem siły, aby zaprotestować,
pozwoliłem jej mnie ominąć i zgarniać każdą jej rzecz do dużej,
podróżnej torby. Obserwowałem to wszystko, jak ostatni ciota, ale
w gruncie rzeczy tego chciałem. Pragnąłem, aby zniknęła tak
samo, jak pragnąłem jej blisko. Były dwa plusy posiadania jej,
ciało i jej możliwości dotyczące Tylera. Mogłaby mi pomóc tak
samo, jak przeszkodzić. Krzątałem si ę po pokoju, nie wiedząc co
robić. Pierwszym przedmiotem w zasięgu mojego wzroku była lampa.
Po kilku sekundach rozbiła się z hukiem o ścianę. Rozbite kawałki
symbolizowały moje myśli, które aktualnie wariują.
rany nie spodziewałam się że sprawa tak się potoczy mam nadzieję że miedzy nimi będzie coś czekam na kolejny i powodzenia ci życzę w pisaniu piszesz świetnie gdy piszesz czuję się jak bym tam była rany nie mogę doczekać się kolejnego
OdpowiedzUsuńCudo
OdpowiedzUsuń