Chodziłam po pokoju zbierając do torby najpotrzebniejsze ciuchy i inne przedmioty. Nie czułam zupełnie nic, co mogło by zmienić moją decyzję. Na początku poczułam się oszukana i wykorzystana przez brązowe tęczówki. Później była tylko wdzięczność za popchnięcie mnie do wyprowadzki. Liczyłam na próbę zatrzymania mnie, jednak z jego strony nie było nic poza milczeniem. Stał zagubiony na środku pokoju, próbując się zebrać do wypowiedzenia czegoś sensownego. Żadne słowa nie uciekły z jego pełnych ust, ani przepraszam, ani dziękuję, ani kurewskie pocałuj mnie w dupę. W głębi duszy wyśmiewałam moją naiwność. Zgarnęłam pierwszą lepszą bluzę leżącą na podłodze i naciągnęłam ją przez głowę. Z bioder zsunęłam za duże dresy i zastąpiłam je czarnymi leginsami. Ostatni raz zerknęłam w stronę szatyna posyłając mu lekki uśmiech. Zniknęłam za drzwiami od naszego pokoju i od razu zbiegłam po schodach na dół. Poprawiłam ciężką torbę na ramieniu i rozejrzałam się wokół. Poszłam do kuchni, gdzie stała puszka z oszczędnościami nie zastanawiając się wysypałam wszystko na blat i zgarnęłam do kieszeni. Oblizałam usta ciągnąc za klamkę od drzwi frontowych. Ominęłam schodki i szłam wzdłuż chodnika prowadzącego do bramy. Usłyszałam ciche kroki za mną, odwróciłam się na pięcie, aby ujrzeć zdyszanego Biebera.
- Wróć tam ze mną, mała- mruknął wskazując kciukiem na budynek za nami. Zaśmiałam się kręcąc głową przecząco. Chłopak zrezygnowany kopnął kamyk, jego wzrok tkwił w ziemi.
- Dzięki za bluzę, Justin- uśmiechnęłam się machając mu i kierując ku wyjściu z podwórka. Przemierzałam ulice oświetlone przez latarnie i mniejszy niż zwykle ruch uliczny. Naciągnęła na głowę kaptur, kiedy weszłam do parku. Usiadłam na trawie przed małym jeziorkiem, gdzie pływały kaczki. Miałam to szczęście, że nie jest zbyt zimno, oszczędzę nie wydając na nocleg. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł, być może szalony. Chciałam pojechać na Bronx, tęskniłam za tym miejscem cholernie mocno. Z perspektywy ludzi z zewnątrz jest tu pełno zbirów, ćpunów i ogólnie rzecz biorąc nie należy to do bezpiecznych miejsc. Zawsze odnajdywałam się w tamtym towarzystwie, gdyż nie należałam do grzecznych nastolatków. Po chwili rozmysłu stanęłam na krawężniku machając ręką na stopa. Wiem, że to mało prawdopodobne, ale miałam nadzieję, że ktoś będzie jechał na Bronx. Przeklęłam pod nosem, słyszałam jak Bóg śmieje się za moimi plecami. Zrezygnowana usiadłam na ławce, w kieszeni bluzy znalazłam paczkę fajek. Zapaliłam jedną, zaciągając się mocno. Nikotyna docierała do mojego organizmu, a zmartwienia powoli uciekały. Oprócz dymu czułam jego zapach i perfumy jakich używał, to smutne. Ujrzałam dwie zakapturzone sylwetki zbliżające się do mnie. Oblizałam nerwowo usta, przyglądając się im. Jeden z osobników wskazał na mnie palcem, a ja wiedziałam już co to znaczy. Musiałam uciekać, albo pożałuję, że wyszłam z domu. Podniosłam się energicznym ruchem i szybkim krokiem zmierzyłam ku wyjściu z parku. Wyszłam na ulice, przechodząc na drugą stronę, gdzie był skromny hotel. Przekroczyłam drzwi wejściowe i podeszłam do lady. Nacisnęłam na dzwoneczek, co było sygnałem dla przystojnego blondyna, który pojawił się w ułamku sekundy.
- Dobry wieczór, w czym mogę pomóc?- posłał mi ciepły uśmiech. Założyłam kosmyk włosów za ucho.
- Chciałabym wynająć pokój na tą noc. Zależy mi na niskiej cenie- dodałam zaciskając w wargi w cienką linię. Po chwili kamerdyner podał mi klucz, za co podziękowałam. Przeszłam przez hol, kierując się ku korytarzom. Cały czas czułam czyjąś obecność, ale ilekroć się odwracałam nikogo nie było. Odnalazłam drzwi z numerem 14, włożyłam kluczyk do zamka, lecz dalsze czynności uniemożliwił mi obezwładniający ruch ze strony nieznanego mi osobnika. Jego dłoń spoczęła na moich ustach a drugą chwycił moje ręce, prowadząc na koniec korytarza. Wepchnął mnie do pokoju, w którym unosił się zapach wódki i papierosów. Przełknęłam ślinę rozglądając się w około.
- Co jest kurwa- syknęłam, odwracając się na pięcie. To co zobaczyłam przeraziło mnie bardziej niż cokolwiek od lat. Osoba, którą gardziłam, której starałam się unikać przez długi czas stała przede mną z szyderczym uśmieszkiem na twarzy. Zrobiłam krok do tyłu, potknęłam się o własne nogi, nad którymi przestałam mieć kontrolę- czego chcesz?- szepnęłam niepewnie spoglądając w jego oczy.
- Zemsty- syknął zbliżając się i chwytając mnie za rękę- myślałaś, że cie nie znajdę? Że ujdzie ci na sucho to co zrobiłaś?- krzyknął popychając mnie na łóżko. Chwilę później poczułam siarciste uderzenie w policzek, na które zareagowałam piskiem. Łzy spływały mi po policzkach,a strach jaki czułam paraliżował moje ciało. Nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu obronnego przed ciosami tego tyrana. Krzyczałam wołając o pomoc, lecz wtedy było tylko gorzej. Przeciągnął mnie za włosy zrzucając na podłogę.
- Zostaw mnie- jęknęłam stłumionym głosem- uniosłam wzrok na sylwetkę mojego dręczyciela- proszę- pisnęłam zaczynając histerycznie płakać, na co on zareagował śmiechem.
- Zawsze byłaś słaba- prychnął, kręcąc głową, usiadł obok mojego leżącego ciała, wsunął swoją dłoń do kieszeni, z której wyjął scyzoryk. Zaczęłam czołgać się do wyjścia, chwyciłam wazon z kwiatami, rzuciłam nim w przeciwnika, a z jego ust wyszła wiązanka przekleństw. Szybko pożałowałam mojego czynu, kiedy przeciągnął mnie za nogę i obezwładnił chwytając za dłonie- ty mała suko- syknął, przystawiając nożyk do mojej ręki. Zamknęłam powieki, czując się brudna i upokorzona. Przeraźliwie krzyczałam, kiedy krew spływała po mojej skórze.
- Zostaw mnie- sapnęłam wyrywając się- ty chory, psycholu. Zniszczyłeś mi życie! Jeszcze ci mało? - krzyczałam osuwając się po ścianie, skuliłam się, poddając. Tonęłam w łzach, czując rozsadzający mnie ból psychiczny. Nie wiedziałam co się ze mną stanie, ani nie chciałam o tym myśleć. Pragnęłam żyć, prawie tak samo, jak umrzeć. Wszystko wracało, odbijając się echem w moim umyśle.
*Justin*
Siedziałem w aucie, które utknęło w ulicznym korku. Nerwowo stukałem palcami o kierownicę. Jestem umówiony z przyjacielem, miałem odebrać go z hotelu, w którym się zatrzymał. Przyleciał z Vegas, aby pomóc mi w działaniu. Przekląłem pod nosem wykładając rękę przez szybę. Po kilku minutach korek ruszył się, a ja odetchnąłem z ulgą. Zaparkowałem przed budynkiem, którego adres dostałem wcześniej, wyszedłem z samochodu, wkładając ręce do kieszeni. Wszedłem do holu, rozglądając się po pomieszczeniu. Zerknąłem na blondynkę stojącą w recepcji.
- Jaki numer pokoju ma Jeff Roberts?- zapytałem opierając łokcie o blat.
- 20- uśmiechnęła się szeroko odpowiadając mi. Pokiwałem głową odwracając się, puściłem jej oczko, pozwalając tym samym na odrobinę podniecenia. Wiedziałem, jak działałem na laski i starałem się to wykorzystywać. Szedłem ciemnym korytarzem, a fala złej energii skonfrontowała się z moim ciałem. Czułem coś niepokojącego, jednak zlekceważyłem to przechodząc do pokoju, który osiadywał mój kumpel. Wszedłem do środka darowując sobie pukanie. Uniosłem brew rozglądając się po pomieszczeniu. Z drzwi prowadzących do, jak zgaduje łazienki wyszedł Jeff. Przywitaliśmy się ściskając swoje dłonie.
- Siema, stary- zaśmiał się kiwając głową- jak ci się wiedzie w NY- zapytał wciągając przez szyję koszulkę.
- Spoko, ale mogłoby być lepiej- skinąłem ramionami- jakiś klub dzisiaj?- zapytałem pocierając dłonie. Nie wiedziałem jednak, że plany okażą się zupełnie inne.
- No pewnie, że tak- prychnął- bierzesz ze sobą tę laskę, o której mi mówiłeś?- oblizał usta siadając na łóżku. Oparłem się o ścianę, kiwając przecząco głową.
- Cailin wyprowadziła się wczoraj od tego frajera dając mi wolną rękę do działania- sapnąłem- dała mi jednej nocy tyle przyjemności, a ja następnego dnia typowo ją olałem- przetarłem dłońmi oczy.
- Prawidłowo stary, nie przywiązujemy się do lasek- zaśmiał się, a na moje usta również wkradł się łobuzerski uśmiech.
- Jeff, kurwa nie wyobrażasz sobie, co ona potrafiła- pokiwałem głową, odchylając ją do tyłu.
- Może kiedyś spotkamy ją w jakimś klubie- podniósł się kierując do drzwi od kibla- ja wezmę szybki prysznic i spadamy- zniknął za ścianą a ja opadłem na łóżko. Im więcej myślałem, tym bardziej i intensywnie słyszałem jej rozpaczliwie wołający o pomoc głos. Próbowałem sobie to tłumaczyć, że to wyrzuty sumienia, ale nie potrafiłem tego przyswoić. Pisk i odgłosy nieustanej walki odbijały się echem w moim umyśle. Wplotłem palce we włosy pociągając się za ich końce. Krążyłem po pokoju, starając się opanować. Kiedy Jeff wrócił od razu rzuciłem się na niego z krzykiem.
- Stary, ja świruje- sapnąłem,a mój wzrok cały czas krążył po pokoju- ja ją słyszę, kurwa. Rozumiesz? Jej się coś dzieje- sapnąłem,a reakcją mojego przyjaciela był śmiech.
- Pojebało cię, Bieber- pokiwał głową starając się stłumić uśmiech- nie daj się robić w chuja.
- Dobra, zbieraj manatki i stąd spierdalamy- sapnąłem gestykulując dłońmi. Kiedy Roberts spakował wszystkie swoje rzeczy walające się po pokoju, wyszliśmy zamykając za sobą drzwi. Im bliżej byłem wyjścia tym głośniejszy był krzyk. Zatrzymałem się w miejscu nasłuchując- to tutaj, musimy tu wejść- krzyknąłem podchodząc do drzwi z numerem 14.
- Cokolwiek, Justin- sapnął stawiając bagaż na ziemię. Pociągnąłem za klamkę, a głosy ucichły. Zacząłem natarczywie pukać. Nic nie poskutkowało, więc wymierzyłem kopnięcie a drzwi spadły z zawiasów- no brawo, jestem dumny- parsknął, jednak zlekceważyłem to wpadając do środka. Zza gumki spodni wyjąłem pistolet i wystawiłem go w stronę dojrzałej sylwetki. Był to mężczyzna po czterdziestce.
- Odsuń cię, chłopcze- szepnął idąc w moją stronę. U jego stóp leżała skulona blondynka. Przeczesałem palcami włosy, kiedy dotarło do mnie o co tu chodzi.
- Cofnij się, skurwielu- syknąłem robiąc krok na przód, ukucnąłem przy ciele Cai- Jeff, kretynie chodź tutaj- krzyknąłem, a chłopak natychmiast zjawił się u mego boku, odbierając mi pistolet. Potrząsnąłem lekko ciałem dziewczyny- wstawaj, Cailin- krzyknąłem- wstawaj, słyszysz?
- Jesteś kolejnym jej klientem?- zadrwił, a ja zmrużyłem oczy w dezorientacji. Podniosłem się oddychając ciężko.
- Daj mi pistolet- oblizałem usta wyrywając go z dłoni Jeffa. Chciałem rozjebać łeb temu frajerowi, który wpędził mnie w poczucie winy. Głos za mną był wyrazem protestu.
- Nie- sapnęła niewyraźnie, próbując się podnieść. Gdybym miał jakiekolwiek uczucia oprócz nienawiści powiedziałbym ,że jest mi jej szkoda. Podeszła do mnie i złapała za spluwę. Dziewczyna podeszła do mężczyzny, popychając go na ścianę- ty chory skurwysynie- krzyknęła, a jej ciało drżało z powodu emocji jakie nią rządziły. Nie miałem pojęcia o co tu chodzi. W jej dłoni pojawił się wazon, który z hukiem rozbił się na głowie przeciwnika. Przez chwilę przyglądała mu się zbierając siły, wymierzyła cios kolanem w jego krocze, a on skulił się sycząc. Przeładowała magazynek i pociągła za spust. Najpierw dwie kulki w pierś następnie trzy w głowę. Wytrzeszczyłem oczy podbiegając do niej i wyrywając jej pistolet. Miałem ochotę wymalować sobie na czole wielkie That's my girl. Laska ostatni raz plunęła na ciało nie żywego jej ojca. Objął ręką jej ramiona i wyprowadziłem ją z pokoju.
- Jeff, weź jej torbę- krzyknąłem odwracając się. Stałem na korytarzu wpatrując się w nią, jej wzrok wciąż tkwił w podłodze, a ja czułem się pusty.
*Cailin*
Stałam lekko trzęsąc się, a szok opanowął każdy skrawek mojego ciała. Zabiłam go i chciałam więcej. Pragnęłam zadawać mu ból wolno i długo. Katował mnie całą noc i oto jestem ja. Nowa Cailin Russo. Wyprana z uczuć i moralności przez człowieka, który dał mi życie. Mój wzrok tkwił w podłodze, lecz czułam na sobie spojrzenie Biebera.
- Cailin, wytłumacz mi o co tu chodzi- odezwał się przerywajac niezręczną ciszę między nami. Zrobił krok w moją stronę przejeżdzając kciukiem po moim policzku. Ujął moją rękę przyglądając cię krzyżom na zewnętrznej stronie mojej dłoni. Po moim policzku spłynęła słona łza. Czułam się słaba, ale wiedziałam jedno. Nie dam zrobić z siebie ofiary po raz drugi. Zerknęłam na chłopaka, który wyniósł moją torbę. Nie widziałam go nigdy wcześniej. Nie miałam okazji przyjżeć mu się z bliska, gdyż szatyn zamknął mnie w swoim uścisku. Dał mi ciepło i uczucie pozornego bezpieczeństwa- albo wiesz co? nie mów nic, nic już nie mów- pokiwał głową robią krok do tyłu.
- Nie wiem, jak wy, ale ja chce już stąd spierdalać- Jeff uniósł brew wskazując na wyjście- nie mamy już czego tu szukać, gliny będa prędzej, czy później- skinęłam głową, obserwując Biebera, wchodzącego do pokoju. Chwycił twarz zimnego skurwsyna
- Justin- pisnęłam- nie musisz- spojrzałam na niego, jednak nijak nie zareagował. Podeszłam do szafki, w której znalzałam plik banknotów- mamy bynajmniej hajs, chłopaki- zaśmiałam sie sucho. Wyszłam z pokoju, a zaraz za mną Bieber. Bez słowa ruszyliśmy do wyjścia. Rozejrzałam się po okolicy. Straciłam orientację godziny, zmrużyłam oczy z powodu przypływu światła. Podeszliśmy do czarnego Jeepa, zajęłam miejsce z tyłu, kładąc na kolanach torbę z ubraniami.
- Jedziemy na Bronx- powiedzieli jednocześnie, a ja mimowolnie się zaśmiałam- mamy tam znajomych, będziemy mieli gdzie przekimać- pokiwałam głową słysząc to. Po jakimś czasie byliśmy na miejscu, zaparkowali przy krawężniku. Wyszłam z samochodu rozglądając sie, wzięłam głeboki wdech.
- Tęskniłam- uśmiechałam się szeroko, opierając o maskę auta. Zapaliłam papierosa, zaciągnęłam się mocno i marszcząc czoło. Dołączył do mnie Jeff bez słowa siadając obok. Zerknęłam na jego tatuaże, pokrywające większą część ciała niż u Justina- masz ładne tatuaże.
- Wiem, dzięki- zaśmiał się wypuszczając dym- powiedz mi, Cailin, ty i Bieber znacie się długo?
- Nie- zaśmiałam się kiwając przecząco głową- od kiedy tu przyjechał, poznaliśmy się w klubie- dodałam patrząc na ludzi w parku. Krzyczeli bawiąc się, a w około nich unosił się dym z blantów. Po chwili dołączył do nas Justin. Zgasiłam fajkę, depcząc ją- gdzie teraz idziemy?
- Tam są nasi kumple- wskazał palcem na grupkę siedzącą na ławeczkach, pokiwałam głową zgadzając się. Zaczeliśmy iść w tamtą stronę, Jeff wyprzedził nas o kilka kroków, wykorzytsałam to do pogadania z szatynem.
- Dziękuję- szepnęłam mu do ucha, opierając się na jego ramieniu- nawet nie wiesz, jak bardzo ciepiałam- pokiwałam głową, jego wzrok skupił się na mnie, patrzył nie odzywając się.
- Pogadamy o tym później, ale nie myśl, że mi zbytnio na tym zależy- sapnął idąc dalej. Zmrużyłam czoło próbując rozszyfrować o co mu chodzi. Zlekcewazyłam to dołączając do reszty. Stałam niepewnie z boku, a Justin i Jeff śmieli się z nimi. W końcu Bieber obejrzał się za siebie, wskazując na mnie palcem. Każdy z siedzących tam osób zmierzył mnie wzrokiem. Byłam pewna, że moje policzki przybrały róźowy kolor. Podeszłam do nich uśmiechając się lekko. Szatyn przyciągnął mnie bliżej siebie, jego dłoń spoczęła na moim tyłku. Odchrząknęłam, patrząc w dół.
- To jest Cailin- powiedział, całując mnie w policzek.
- Cześć- zaśmiałam się, każdy przywitał się ze mną odwzajemniając uśmiech. Zyskałam kilka ciekawskich spojrzeń z męskiej strony- macie coś dla mnie? Jakiś skręt, czy coś?- mruknęłam lekko się odsuwając. Jeden mężczyzna podniósł się podajac mi zioło, usiadłam na ziemi odpalając. Zaiciągałam się, a z każdym buchem oblewała mnie przyjemna fala energii. Straciłam wszelkie zmartwienia, była tylko radość z chwili, która chciałam by trwała wiecznie. Razem śmieliśmy się i płakaliśmy. Spojrzałam na Justina, obserwującego mnie. Przczeczołgałam się bliżej niego.
- Co jest?- zapytałam patrzac na niego spod rzęs. Chłopak uśmiechnął się tylko obejmując mnie z tyłu nogami. Siedzieliśmy w takim uścisku przez dłuższy czas. Ta chwila była dobra, do momentu kidey Jeff ją przerwał, wołając nas. Razem z jeszcze jednym kolegą pojechaliśmy do jego mieszkania. Na miejsciu dostałam łóżko w pokoju razem z Jeffem.
- Justin, śpij ze mną- pociągnęłam go za rękę na materac- jestem ci winna bardzo wiele, gdyby nie ty pewnie by mnie zabił- oblizałam oczy patrząc w jego tęczówki. Chłopak złączył nasze usta, umiejscowiłam dłonie po obu stronach jego czaszki, gładziłam nimi jego włosy. Szatyn przesunął się bliżej mnie, opierałam się o ścianę, a on siedział na mnie okrakiem. Nasze języki tańczyły ze sobą, co chwile jeden z nich wsuwał się głeboko do gardła. Oderwałam się od niego ciągnąc zębami jego wargę.
- Co to miało oznaczać?- zaśmiałam się gładząc jego policzek.
- Wymusiłem małą zapłatę za uratowanie twojego tyłka- prychnął kładąc się. Zdjęłam spodnie rzucając je na podłge i tym samym zostając w samych majtkach i koszulce. Przerzuciłam nogę przez jego biodra i po chwili zasnęłam wtulona w jego bok.
kocham<3333
OdpowiedzUsuńuwielbiam to opowiadanie
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZakochalam sie
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : http://vampireeeblood.blogspot.com/